piątek, 18 marca 2016

Na śniadanie, przekąskę albo nagły napad głodu.. :)

Zakupiłam ostatnio kokilki do zapiekania, nie są bardzo malutkie, więc można powiedzieć, że są to kokile :) Zastanawiałam się czy kiedykolwiek je użyje, ale niedawno nadarzyła się okazja :)

Wróciłam z pracy głodna jak wilk, dawniej zapewne opędzlowałabym coś na szybko, jakąś kanapkę z wędlinką albo omlecik, ale przypomniałam sobie o kokilkach, więc postanowiłam coś wymodzić.

Wzięłam:

2 jajka
kilka kawałeczków paszteciku
trochę przypraw (w moim przypadku oczywiście chilli, lubczyk i trochę soli himalajskiej, ale każdy może dodać przyprawy według swojego smaku no i gustu)
kilka (ok.10) plasterków boczku ( ja miałam już zakupione pokrojone, były bardzo cienkie, dlatego dałam dość dużo plasterków) chodzi o to, żeby wnętrze całej kokilki było obłożone boczkiem.

Formę wcześniej wysmarowałam masłem.

Wyłożyłam ją boczkiem. Wbiłam wcześniej rozbełtane jajko do którego dodałam kilka kawałeczków pasztetu, jajka posoliłam i przyprawiłam chilli. Na wierzch wysypałam lubczyk.

Tak przygotowaną przekąskę włożyłam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni, na ok. 20 minut.

I zjadłam ze smakiem :)

                                                             Tu jeszcze w kokilce :)


A tak wygląda po wyciągnięciu :)

Smacznego :)

wtorek, 13 stycznia 2015

Pizzucha :)

Zawsze miałam opory do przygotowywania ciasta drożdżowego. Sądziłam, że jest ono trudne do zrobienia oraz bałam się, że mi nie wyrośnie i szlag trafi całą potrawę. Na szczęście moje obawy były bezpodstawne. Ciasto wyszło doskonale, pomimo tego, że dawałam do niego suche drożdże.

Przepis znalazłam na stronie http://kotlet.tv/ciasto-na-pizze/

A oto i on:

400 g mąki pszennej
100 g mąki orkiszowej  - ja dałam owsianą i pizza była przepyszna, czasami dodaje mąkę razową albo żytnią
330 g wody (330 ml)
2 - 4 łyżki oliwy (od razu mówię, że dawałam 4 łyżki)
szczypta soli
7 g drożdży suchych (dla tych co nie posiadają wagi - to dwie łyżeczki)

Obydwie mąki wsypujemy do miski, dodajemy olej, drożdże, sól, wodę ( z tym, że wodę wlewamy ostrożnie, aby ciasto nie było za rzadkie, chociaż ja przeważnie wlewam całą wodę)

Ciasto wyrabiamy tak długo, aż zacznie się odklejać od rąk. Ja sobie czasem pomagam maczając ręce w oliwie wylanej na talerz.

Kiedy wyrobimy ciasto to przykrywamy je ściereczką do wyrośnięcia i odkładamy w ciepłe miejsce.

Czas rośnięcia pizzy jest różny, wszystko zależy od ilości ciepła w danym pomieszczeniu.

Kiedy ciasto jest już duże, to przekładam je na blachę wyłożonej papierem do pieczenia i za pomocą odrobiny oleju ugniatam w formie, tak, aby przy każdej ściance było ciasto. Ułożoną pizze smaruje przecierem pomidorowym, układam ulubione składniki i piekę w nagrzanym piekarniku ok 20 min. choć w tym przypadku nigdy nie kierowałam się czasem pieczenia, a zapachem i wyglądem upieczonej pizzy.

A tak wygląda moja pizza :)


wtorek, 23 września 2014

Czekolada na gorąco z pieczonymi piankami

Ostatnio postanowiłam osłodzić sobie trochę życia i zrobiłam czekoladę na gorąco z lekko zarumienionymi piankami marshmallow. Pianki kupiłam w Kuchniach świata, bo zależało mi na piankach białych, bez barwników.

A oto składniki na te pyszności:

2 szklanki mleka
1/4 szklanki kakao (można zamiast kakao dodać czekoladę na gorąco w proszku)
2 łyżki syropu czekoladowego
2 łyżki cukru
szczypta soli
pokruszone krakersy graham (albo zwykłe krakersy lub herbatniki)
1/2 szklanki pianek marshmallow

Rozgrzać piekarnik.

Mleko podgrzać ok. 5 minut. Dodać kakao (czekoladę), syrop czekoladowy, cukier, sól i wymieszać trzepaczką do połączenia składników.

W międzyczasie kilka pianek przeciąć na pół i tą lepką stroną posmarować rant (obrzeże) kubka i po wysmarowaniu zanurzyć kubek w pokruszonych krakersach. Wlać do kubków przygotowaną czekoladę. Na wierzchu ciasno ułożyć pianki marshmallow.

Włożyć kubki do piekarnika i piec, aż pianki na kubkach lekko zbrązowieją.

Wyjąć ostrożnie z piekarnika, tak by się nie poparzyć! Polać sosem czekoladowym i podawać.



SMACZNEGO :)

czwartek, 23 stycznia 2014

Szybkie brownie

Przepis ten również pochodzi z książki Nigelli Lawson. Jak robiłam go po raz pierwszy to szczerze bałam się, że mi nie wyjdzie. Pisałam już wcześniej, że nie mam normalnego piekarnika, tylko taki przenośny, na którym nie można ustalić temperatury, stąd moje obawy. Ale na szczęście brownies wyszły mi doskonale i były bardzo pyszne :)

Do stworzenia tak pysznie czekoladowych ciastek potrzebne nam będą:

150 g niesolonego masła
300 g jasnego cukru muscovado
75 g kakao, przesianego
150 g mąki pszennej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
4 jajka
ok. 150 g czekolady, posiekanej na małe bryłki
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
cukier puder do posypania (według uznania)

1. Piekarnik rozgrzej do 190 stopni. W średnim rondlu, na małym ogniu roztop masło. Gdy masło będzie płynne, wsyp cukier, mieszając drewnianą łyżką (nadal na małym ogniu), by składniki lepiej się połączyły.

2. Przesiej do jednej miski kakao, mąkę, sodę oczyszczoną i szczyptę soli i wmieszaj do masła w rondlu; po zmieszaniu (masa będzie dosyć sucha i na tym etapie niezbyt dokładnie zmieszana) zdejmij z ognia.

3. W dzbanku lub misce trzepaczką ubij jajka z ekstraktem waniliowym i wmieszaj do masy w rondlu. Wmieszaj posiekaną czekoladę i szybko przełóż do wyłożonej folią aluminiową blachy lub aluminiowej foremki rozprowadzając masę łopatką (ja bałam się wykładać blachę folią aluminiową w obawie, że będę musiała tą folię z ciasta zrywać, więc blachę wyłożyłam papierem do pieczenia).

4. Piecz w rozgrzanym piekarniku 20 - 25 minut. Ciasto będzie wyglądać na upieczone i z wierzchu suche, ale przy dotknięciu powinno się uginać, a patyczek, którym nakłujesz ciasto będzie upaćkany. Tak ma być.

5, Postaw formę z ciastem na metalowej kratce, by nieco przestygło, a potem pokrój i oprósz cukrem pudrem (ja nie posypywałam, więc jak i Ty nie posypiesz, to nic się nie stanie).
Można je jeść ciepłe, można jeść zimne. Po ostygnięciu ma konsystencję bardziej właściwą dla Brownie: w środku rozpływające się i delikatne, a z wierzchu ciągnące.


Czarci Tort wg. Nigelli Lawson

Ostatnio miałam o tym napisać, ale mam sklerozę daleko posuniętą i zapomniałam :) uwielbiam przepisy Nigelli Lawson, mam nawet jej książkę "Kuchnia. Przepisy z serca domu." Wcale nie wierzę w to, co o niej mówi jej były mąż, że nigdy nie gotowała dla rodziny tylko zamawiała gotowe dania. Według mnie jest to sposób odwrócenia od siebie uwagi od tego jak ją traktował. Ale wracając do jej przepisów. Skorzystałam z nich już wiele razy, ale jakoś nie przyszło mi wtedy do głowy, żeby je fotografować, no i żeby w ogóle pisać bloga. Ale teraz już jest inaczej :)

Ten tort był robiony na dwie okazje, urodziny mojego brata i dzień babci. Nie jest on na szczęście bardzo słodki, bo jeżeli zna ktoś przepisy Nigelli to wie, że ona jak przygotowuje słodkie dania, to ta słodycz w nich jest naprawdę bardzo wyczuwalna. Jest to tort czekoladowo czekoladowy w dosłownym tego słowa znaczeniu, albowiem do masy dodaje się 3 tabliczki gorzkiej czekolady, więc można sobie wyobrazić jaka jest zawartość czekolady w czekoladzie :)

Na jeden tort potrzebujemy:

Najlepiej 2 tortownice o średnicy 20 cm (tak jest w przepisie i najlepiej mieć je dwie, bo wtedy unikamy cięcia ciasta na pół, i oczywiście dużo nerwów z tym związanych, ja miałam większe foremki ok 25 cm, dlatego mój tort jest nieco większy)

50 g przesianego kakao w proszku dobrej jakości
100 g ciemnego cukru trzcinowego muscovado (ja miałam cukier melasowy, który też się do tego nadawał)
250 ml wrzątku
125 g miękkiego niesolonego masła plus nieco do wysmarowania formy
150 g miałkiego cukru
225 g mąki pszennej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
2 jajka

Na polewę i zarazem masę:

125 ml wody
30 g ciemnego cukru trzcinowego muscovado ( w moim przypadku cukier melasowy)
175 g niesolonego masła pokrojonego w kostkę
300 g gorzkiej czekolady dobrej jakości, drobno posiekanej

1. Piekarnik rozgrzej do 180 stopni. Wyłóż dna obu foremek papierem do pieczenia i natłuść ścianki masłem.

2. Wsyp kakao i 100 g cukru muscovado do średniej miski i zalej wrzątkiem. Wymieszaj trzepaczką i odstaw.

3. Utrzyj masło z sypkim cukrem na jasną puszystą masę. Zaraz po tym - przesiej mąkę, proszek do pieczenia oraz sodę do drugiej miski i odstaw na chwilę na bok.

4. Do miski z masłem i cukrem dolej ekstrakt waniliowy i po wymieszaniu dorzuć jedno jajko, szybko wsyp czubatą łyżkę suchych składników, wymieszaj i dodaj drugie jajko. Mieszając dosyp resztę szybkich składników, a na koniec wmieszaj zawiesinę kakao z cukrem, zdejmując masę ze ścianek miski za pomocą łopatki.

5. Rozdziel cudownie czekoladową masę między 2 przygotowane foremki i wstaw do piekarnika mniej więcej na 30 minut, aż patyczek wbity w środek będzie suchy po wyjęciu. Wyjmij foremki z piecyka i odstaw na metalową kratkę na 5 - 10 minut, a następnie wyjmij ciasto z foremek i połóż na kratce, żeby wystygło.

6. Kiedy tylko wstawisz foremki z ciastem do piekarnika, zacznij robić polewę: do rondla z wodą dodaj 30 g cukru muscovado i 175 g masła i rozpuść wszystko na małym ogniu. Kiedy mieszanina zawrze, zdejmij rondel z ognia, dodaj posiekaną czekoladę, kołysząc rondlem okrężnymi ruchami, żeby czekolada się zagrzała, odstaw na minutę, aż się stopi, po czym wymieszaj wszystkie składniki trzepaczką na gładki, lśniący krem.

7. Odstaw go mniej więcej na godzinę, mieszając od czasu do czasu - kiedy akurat przechodzisz obok - w tym czasie spody ostygną i będzie je można pokryć kremem. (Powiem tak, ja ten krem odstawiłam tak jak było w przepisie, ale nie chciał zgęstnieć, więc wstawiłam go na 10 - 15 min do lodówki, i wtedy był w sam raz).

8. Ułóż jeden z ostudzonych spodów dolną, płaską powierzchnią do góry na paterze albo talerzu i posmaruj jedną trzecią kremu, na nim ułóż drugą warstwę ciasta i posmaruj resztą kremu od góry i po bokach, robiąc łopatką ozdobne ślady.



Cały przepis pochodzi z książki Nigelli Lawson "Kuchnia. Przepisy z serca domu."
Zdjęcia są mojego autorstwa.


wtorek, 7 stycznia 2014

Podwójnie pieczone ziemniaczki :)

Ten przepis miałam tu wstawić przed Sylwestrem, ale na zabawę karnawałową też się nadają. Przepis trochę przeze mnie zmodyfikowany wynalazłam rok temu w grze o gotowaniu.
Do stworzenia tak pysznych i rozpływających się w ustach ziemniaczkach potrzebne będą:

4 - 6 średniej wielkości ziemniaków, wcześniej umytych i oczyszczonych z ewentualnych oczek
ok 100 ml oleju
sól

cały por
2 łyżki oleju (do podduszenia pora)
ok. 150 ml kwaśnej śmietany
ok. 100 g startego sera żółtego (do farszu) + tyle samo (bądź więcej) do posypania ziemniaczków
2 łyżki masła

Ziemniaczki smarujemy z dwóch stron olejem, posypujemy solą, układamy na blasze i wkładamy do rozgrzanego piekarnika na godzinę.

Piekarnik najlepiej ustawić na 160 - 180 stopni, wtedy istnieje prawdopodobieństwo, że będą piekły się krócej. Ja nie nastawiam piekarnika, bo mam taki przenośny i nie jestem w stanie ustawić mu temperatury. Piekę na zasadzie sprawdzania danej potrawy czy jest już gotowa.

Kiedy ziemniaczki już są upieczone, wyjmujemy je z piekarnika. Piekarnik najlepiej jest wyłączyć, gdyż zanim je wydrążymy, muszą nam ostygnąć, inaczej poparzą nam ręce.

W między czasie pora kroimy na niewielką kosteczkę, dusimy na patelni. Doprawiamy solą i pieprzem.

Ostudzone ziemniaczki przecinamy na pół, do miski wrzucamy wydrążony miąższ, ugniatamy go. Dodajemy duszonego pora, śmietanę, żółty ser i masło. Mieszamy. Możemy jeszcze ewentualnie doprawić do smaku.
Nadziewamy połówki ziemniaczków. Posypujemy żółtym serem, i wstawiamy do włączonego piekarnika, i pieczemy 15 minut albo aż do momentu, kiedy ser na ziemniaczkach ładnie się roztopi :)

Po upieczeniu ziemniaczki wyciągamy, układamy na talerzu. I jemy :)

Smacznego:)


środa, 25 grudnia 2013

Ahh... czekolada..

Dawno tu nie zaglądałam, bo po raz pierwszy miałam zamówienie na czekoladki, które sama robię. Nie mam co prawda zrobionych zdjęć jak one powstają, ale po przeczytaniu opisów i oglądnięciu zdjęć końcowych, będzie można to sobie wyobrazić :)

Na internecie znalazłam wiele różnych przepisów na czekoladki z różnorakimi nadzieniami. W zasadzie wszystkie były robione z czekolady w tabliczkach, ja jednak od razu sięgnęłam ciut dalej, i zakupiłam na allegro czekoladę belgijską do fontann, i z niej robiłam czekoladki. Taką czekoladę trzeba było oczywiście poddać temperowaniu, opis jak należy tego dokonać znalazłam tutaj
http://www.sekretyczekolady.pl/varia/dlaczego-powinnismy-temperowac-czekolade-jak-to-zrobic/  , opis ten bardzo mi pomógł. Co prawda ja nie posiadam termometru kuchennego, więc na chybił trafił określałam temperaturę czekolady i jak na razie się nie myliłam (oby jak najdłużej).

Nadzienia też szukałam na internecie, chociaż i wiele powymyślałam sama. I tak np. nadzienie miętowe, znalezione zostało na blogu http://www.quchniakaroli.pl/2013/05/czekoladki-mietowe.html , aczkolwiek ja uważam, że niepotrzebnie dodawane jest tutaj mleczko słodkie, gdyż po jego dodaniu nadzienie całkowicie zmienia konsystencję, z lejnego na bardzo twarde, i aby ponownie uzyskać bardziej płynną postać nadzienia, należy dodać trochę śmietanki bądź mleka. Bardzo ładnej konsystencji wkłady do czekoladek wychodzą z połączenia śmietanki 36% i białej czekolady oraz ważnego i decydującego o całym nadzieniu składnika, takiego jak wanilia, cynamon, syrop miętowy itp.
Ja swój syrop miętowy zakupiłam w Makro, ma on wiele zastosowań, można go również dodawać do kawy lub napojów wyskokowych.

Tak więc, po temperowaniu czekolady, łyżką wlewam czekoladę do każdego otworu foremki, nie robię tego pędzelkiem, gdyż jest to bardzo pracochłonne i najnormalniej na świecie mi się nie chce tak bawić. Po wlaniu czekolady uderzam lekko foremką o stół, tak by czekolada w środku równo się rozprowadziła. Po ok 10 sekundach wylewam czekoladę z foremek do miski, ściągam nadmiar czekolady nożem, i taką już napełnioną foremkę wstawiam do lodówki na ok 5 - 10 minut.

Nadzienie przekładam do rękawa cukierniczego (u mnie jest to worek w kształcie trójkąta), robię małą dziurkę, napełniam czekoladki tak by zostawić miejsce na zamknięcie pralinki (czyli na tą czekoladę, którą zamknę spód czekoladki), i znów wstawiam do lodówki na 10 minut. A kiedy nadzienie zastygnie to zakrywam pralinkę czekoladą, wyrównuję, ściągam nadmiar, i znów wstawiam do lodówki. Czekoladki można wyciągnąć i wstawić do małych papilotek, ale można je również zostawić w foremkach i wyjąć dopiero w momencie, kiedy chcemy ją zjeść lub kogoś obdarować.

Tak jak już pisałam wcześniej świetne nadzienie wychodzi z połączenia czekolady i śmietanki.
I tu przedstawiam te, które ja wprowadziłam w życie.

Nadzienie waniliowe:
1 laska wanilii
150 g białej czekolady
100 ml śmietany 36%

Do rondelka wlewamy śmietankę, dodajemy wcześniej rozciętą laskę waniliową, i ziarenka, które z niej wyskrobaliśmy. Taką śmietankę doprowadzamy do wrzenia. Należy pilnować, aby jej nie zagotować. Ściągamy rondelek z ognia i odstawiamy w inne miejsce tak, by śmietanka przejęła zapach i aromat wanilii (tak na ok 15 minut). Po tym czasie wyciągamy ze śmietanki laskę wanilii (którą można potem włożyć do cukru i mieć prawdziwy cukier waniliowy). Wstawiamy ponownie rondelek na palnik, na mały ogień, i wrzucamy białą czekoladę. Mieszamy aż, składniki całkowicie się połączą. Jeżeli masa będzie za rzadka, dodajemy po trochu pozostałą białą czekoladę, a jeżeli będzie za gęsta, to łyżkę bądź dwie śmietany. Gotową masę przelewamy do miseczki, a garnek oddajemy osobie chętnej do jego wylizania ( u mnie zawsze znajdą się takie osoby).

Podobnie zresztą robię masę miętową, tylko w jej przepisie będzie więcej czekolady, bo do niej dodajemy jeszcze syrop miętowy. Ja syropu dodawałam do momentu, aż masa uzyskała odpowiedni miętowy smak. Dlatego napisałam o większej ilości białej czekolady. Aha, i ja do masy dodaję czekoladę w tabliczkach.
A nadzienie cynamonowe robi się podobnie, z tą różnicą, że do niego dodaje się mleczną czekoladę. Jeżeli to komuś pomoże, to podam składniki na oba nadzienia.

Nadzienie miętowe:                                                                    Nadzienie cynamonowe:
200 g białej czekolady                                                                150 g mlecznej czekolady
100 ml śmietany 36%                                                                 100 ml śmietany 36%
syrop miętowy                                                                            2 łyżki cynamonu
(nie napisałam ile, bo każdy lubi inny smak mięty)

Powyższe nadzienia robimy tak samo jak nadzienie waniliowe.

A oto i zdjęcia: